Zastanawiam sie jak moge byc szczesliwa, gdy co rusz cos sciaga mysli w dol..
Pelna zapalu ruszam za brame w strone kliniki. Slonce poranne jeszcze nie parzy i rzuca przyjemne dlugie cienie malutkich chatek. Swieza zielen, ktorej teraz pelno po nocnych deszczach dobudza mnie do reszty :) Co jakis czas slysze Mwashibukeni BaJola, Muleya kwisa? (dzien dobry Jola, dokad idziesz?) ja odpowiadam Eee mukwai, mwashibukashiani?..mukutandala (dzien dobry, jak sie masz, ide sie przejsc..nie mowie gdzie, bo zaraz beda sie pytac czy jestem chora ;p). Po pieciu minutach jestem na miescu. Tu super przyjazni technicy, z ktorymi spedzam dwie godziny na obserwacji preparatow, dyskusji.. ucze sie czegos nowego i sprawia mi to ogromna przyjemnosc. Mam juz ulubione miesce przy mikroskopie, wiec jak tylko wchodze od razu tam siadam. Patrze na kilkanascie preparatow i dochodze do wprawy.. bezblednie rozpoznaje malarie :/. Co drugi preparat to obecnosc parazytow od poziomu jednego plusa po cztery plusy, ktore oznaczaja masowy atak zarodzca. Krew do badan tego dnia pobierana byla tylko od dzieci, od szkrabow, ktore w wiekszosci jeszcze nie potrafia chodzic. I co mam sie cieszyc z tego dnia?
Chyba tak, bo tylko bedac radosna moge robic to co robie..
by Marek
Wracam do domu, przy okazji wpadam na siostre Chande, ktora pelna wyrzutow ze nie tak nosze citenge i robie przez to drame w kosciele.. pokazuje mi kolejny zgrzyt kulturowy.. ja spokojna, przyzwyczajona, ze albo jestem smieszna, albo ktos sie obrazi, trzymam siebie cala taka jaka chce byc. Szanuje innych i jak wiem nie robie niczego naumyslnie, ale jak nie wiem jestem soba. Potem pretensje o nieszanowanie miejscowych obyczajow.. przyjmuje je z podniesiona glowa, akceptuje jesli sie z nimi zgadzam.. ale nie mozna zatracac siebie przez uwagi innych, bo nigdy nie osiagniemy rownowagi.. ach.. zwykla rzecz a ja taki wywod wale ;p przezyjemy i to, to przeciez nie malaria tylko siostra Chanda ;)
A popoludniu dalszy ciag ups and downs..
Cala ucieszona, ze udalo nam sie wprowadzic zajecia z angielskiego, zabieram sie do oratorium przeprowdzic druga lekcje z 'moimi BaBosco'. Szczesliwa, ze dzieciaki juz lapia, ze na good afternoon odpowiada sie good afternoon, a nie 'yes' albo 'good morning' :) rozdaje zeszyty, dlugopisy, a im swieca sie oczy z radosci.. A ja po chwili widze, ze czesc z nich nie wie jak sie zabrac do pisania. Z ktorej strony zeszytu, czy pisac od prawej do lewej czy odwrotnie. Linijki do przepisania z tablicy ozywaja w ich zeszytach i slowa wedruja niezaleznie. Piekny kolaz i brak sensu. Ci moi 13-14 latkowie w duzej czesci nie wiedza jak sie pisze. Przychodzi mysl, ze zamiast angielskiego trzeba bylo zaczac od nauki pisania. Niezaleznie od tego ciesze sie, ze bylo fajnie i dopiero za chwile cos sciska i znow sie lapie, ze moja swiadomosc tak latwo potrafi byc 'nieswiadoma', ze patrzenie jak biegaja za pilka, smieja sie, skacza, rysuja, a takze przyzwyczajenie do ich obdartego wygladu i czesto odrzucajacego zapachu przeslania mi to w jakich warunkach zyja, ze sa niedozywieni, ze nie maja dostepu do szkoly..ze sa analfabetami..
Jeden chlopak zostal dluzej bo totalnie mu nie szlo. Wszyscy juz wyszli, a on sleczal nad zeszytem, ani troche sie nie poddajac, pomimo, ze Oscar- mlodszy brat, ktorym sie opiekuje nie ulatwial mu zadania, beczac i domagajac sie uwagi. Maluch uspokaja sie jeszcze na moich rekach. Byl zasikany i mocz wsiaknal w jego ubranko, ale pomimo tego wzielam go na rece by Geshom mogl spokojnie skonczyc. Po paru minutach przychodzi z niedokonczonym zdaniem. Mowie mu ze tu jest miejsce na wpisanie swojego imienia.. wraca na podloge i pisze G.. i nic wiecej. Mial napisac My name is Geshom. Przy imieniu utknal bo nie bylo tego na tablicy. Okazalo sie ze nie umie sie podpisac. Geshom ma 13 lat... Na wolnej kartce napisalam mu jak sie nazywa, dalam mu ja do domu wraz z dlugopisem, zeby pocwiczyl. Byl tak zdumiony i radosc bila z jego oczu, ze ja znow poszlam na dno w obliczu takich brakow. Glupi pozyczony dlugopis jest szczesciem w oczach mlodego chlopaka.
A moim szczesciem sa oni. Dzis jak jedna wielka rodzina usiedlismy do ogladania filmu. Kilkadziesiat dzieciakow, liderzy, ja i Asia.. wybuchalismy smiechem, klaskalismy i poczulam sie jak w domu. Bateria naladowana na pare kolejnych dni, gdy stopniowo bedzie uchodzic energia z powodu kradziezy, nie wypalow, bijatyk itd.. ale teraz wciaz super extra w srodku :D
"razem ogladamy" by Roman"z Luiza i Brightem" by Roman
Koncze juz i ide spac bo od jutra rana zaczynam kurs komputerowy z naszymi liderami z oratorium. To kolejny dobry news, ze udalo sie przekonac do tego pomyslu siostry. Chlopaki maja wolne przedpoludnia jeszcze dwa tygodnie i poki nie przyjda wyniki koncowych egzaminow z basic school sprobujemy zrobic very fast intensive course. Dobre i to :) ale sie ciesze :D, a chlopaki chyba jeszcze bardziej hehe. Nie mogli w to uwierzyc i tak mnie klepali po plerach mowiac 'good job' ze ledwo stalam :D
Zaluje tylko, ze nie wpadlam na pomysl 2 tyg temu :/, ale jak mi kiedys zaspiewal Devis 'It's neva neva neva too late' ;p to tez tak pomyslalam :D
Dobranoc
Mulale bwino :)