and your time :)
I znow sobota. Dzis leje od rana, wiec siadam do kompa by obejrzec document o Rembrandcie.. z kubkiem goracej kawy i talerzem smazonych slodkich ziemniakow, na ktore wlasnie rozpoczal sie sezon. Gdy pada deszcz oczyszcza sie nie tylko powietrze. Oczyszczam sie i ja. Wbrew moim oczekiwaniom wcale nie pada czesto, a jesli juz to w nocy. Ale lubie dni kiedy deszcz zatrzymuje mnie w domu, zmienia moje plany i pozwala odpoczac mysla, zwolnic i bez wyrzutow porobic rzeczy, ktore umykaja w codzinnej rutynie.
Moja rytuna (z wyjatkiem oratorium) zmienia sie co pare tygodni. Bardzo mi to odpowiada. Teraz, gdy skonczyl sie jeden kurs, mam tylko jedne 2,5 godzinne zajecia z rana a potem 3 godz. w oratorium. Nie czuje zebym sie przepracowywala, ale tez doceniam swoj wolny czas i jak juz uporam sie z papierami (listami do darczyncow, raportami itd.) czmycham za mur. Ide do kliniki lub w nieplanowane odwiedziny (zawsze ktos zaprosi :).
Miejscowi ludzie sa bardzo otwarci, przyjazni, usmiechnieci i wciaz egzotyczni :). Czesto bez wspolnego jezyka siadamy i probujemy sie dogadac, czasem zupelnie nie idzie i wystarcza obustronne 'ogladanie siebie':), a jesli juz sie dogadamy to opowiadaja, ze na wszystko brakuje, ze nie koncza szkol, bo nie maja na nie pieniedzy (w Zambii edukacja jest platna), ze sa sierotami, ze cierpia z powodu chorob, bez krepacji pokazuja rany, guzy, deformacje ciala.. i faktycznie zyja bardzo ubogo, maja tylko pare rzeczy. O tyle dobrze ze przynosza sobie jedzenie z buszu, wiec nie gloduja i swieci slonce, wiec wystarcza citenga. Z rzeczy o ktore prosza zeby im podarowac (oprocz wszystkiego co mam na sobie ;p) to mydlo, wazelina i talktime.. marzeniem jest komorka... Musze kiedys sfotografowac, taka stara afrykanke siedzaca przed chata, czyszczaca liscie kasawy na obiad i rozmwaiajaca przez telefon :D.
Na jednym z takich moich szwedan grupka starszych, w wiekszosci kobiet zaprosila mnie na piwo pod domem :D, swoj pozna swego hehe. (mysle, ze mezczyzni chodza pic do pubu). Katata to wlasnej produkcji piwo, choc nijak z wygladu piwa nieprzypomina :), raczej rzadka kaszke, ktora pije sie przez podawna sobie w kregu slomke. Jak smakuje, do tej pory nie wiem. Akurat bylam na antybiotyku i po nakazach doktora, ze mam nie ruszac nic z nieznanego zrodla.. ale jeszcze kiedys sprobuje :) Cos podobnego sprzedaja w litrowych kartonach w pubie. Nazywa sie Lusaka Beer i kosztuje w przeliczeniu 1,5 zlotego. Wszedzie te same mechanizmy.. latwiej zniesc rzeczywistosc gdy sie cos golnie, a na piwo zawsze sie uzbiera.. Piwo im wchodzi, potrafia wypic kilkanascie butelek (375ml) pod rzad, natomiast mocniejsze trunki scinaja ich z nog. Znana spirytusowa marka to Double Punch - wodka z aromatem ananasowym, sprzedawana nie na butelki, a na male plastikowe woreczki (100ml)... komu przywiezc??? ... ;p
Koncze bo slonce wyszlo zza chmury i ciagnie na rower. Wczoraj jak co piatek w poscie byla droga krzyzowa w kosciele, co znaczy ze skonczylismy wczesniej, a to znaczy, ze bylo troche czasu by dac noge za mur :D. Wiec wzielam rower i pojechalam w strone starego kosciola Ojcow Bialych. Bylo przepieknie. Schodzace slonce, barwiace niebo na pomaranczowo i rozowo, odglosy krzatajacych sie ludzi, odlegla muzyka reagge, a pozniej juz sam wiatr, ptaki i trawa wzdluz drogi przerastajaca mnie tak, ze czulam sie jak w zielonym tunelu :).
Wracajac chcialam wlaczyc mp3, ale nie dalo rady ;p Dzieci ucieszone na widok muzungu przekrzykiwaly sie How are you? How are you? Nie dalo sie anonimowo, a nie odpowiadac bardzo nie uprzejmnie, wiec switch off music i na cale gardlo Fine, and How are you? Wtedy biegly za mna ucieszone i znow zaczynaly How are you?.. Mam sie bardzo dobrze :D Buziaki kochani. Tukamonana (Do zobaczenia)