AFRYKA, Zambia 2008-2009

Thursday 25 December 2008

wigilia

Dzis wigilia. Dla moich studentow nie ma znaczenia, bo jej nie obchodza, Chcieli dzis napisac egzamin z Excela. Gdy powiedzialam im, ze w Polsce dzis swietujemy itd. uslyszalam 'ale jestes w Zambii'. To prawda, wiec przygotowywalam pol nocy test a drugie pol konczylam robic prezenty. Myslalam, ze goraczka przedswiatecznych zakupow mnie tu ominie. Chyba nie pomyslalam, ze bede miec blisko 300 dzieciakow ;). Wlasnie dla nich wszystkich kupilysmy wczoraj prezenty. Nie dotarly (mam nadzieje, ze na
razie) zadne paczki, wiec zlapalysmy za koszyki i w regaly :). Splukane, ale zaopatrzone wyszlysmy po paru godzinach. Tak duzym Mikolajem to nigdy nie bylam :) I chyba dawno robienie prezentow nie przynosilo takiej przyjemnosci. Teraz pod nasza choinka lezy stos kredek, zeszytow, samochodzikow, lalek, notesow, opasek, majteczek dla najmlodszych (wiele z nich nie ma nawet jedenj pary :/). Ponadto cos dla liderow (chlopakow, ktorzy nam pomagaja), a dla reszty (przyjaciol, siostr, ksiezy i znajomych, z ktorymi widze sie kazdego dnia) zrobilam cos sama :p. Co dziwne i zupelnie nieoczekiwane sama tez otrzymalam prezenty. Kieszonkowy Nowy Testament od
architekta z Belgii, apaszke od Brawo handlujacego na markecie i przede wszystkim cudowne wczorajsze chwile w oratorium. Czekajac az Dominic group sie zbierze do ogladania zdjec i filmikow, ktore im do tej pory zrobilam, puscilam im klip z Janem Pawlem II "zaufaj Panu" juz dzis.. klip z Polska. Siedzieli skupieni a ja zaczelam miec watpliwosci, czy powinnam pokazywac im cos co wydaje sie byc dla nich zupelnie nieosiagalne. Nadal nie wiem. Katwishi. Ogladanie zdjec bylo jedna wielka wrzawa i wybuchami smiechu. Ja sie dowiedzialam, ze rozpoznaja mnie juz po samej stopie (w koncu po czym poznac pietke;) hehe. Na jednym ze zdjec byly siedzace dzieci i kawalek
mojej nogi, na co one BaJola, BaJola :D. Gdy sie skonczyly zdjecia wolaly "Poland, Poland" - chcieli jeszcze raz obejrzec teledysk. Patrzylam na Polske i na nich, jeden chlopczyk siedzacy kolo mnie bezblednie zaspiewal "zaufaj Panu juz dzis" po nim podchwycilo jeszcze pare dzieciakow a ja rozmieklam.

Po oratorium kolejny wieczor tancow :D wiem, ze byl jeszcze adwent, ale nasze dwie agentki (sieroty z City of Hope w Lusace), ktore przyjelysmy do nas do domu na okres wakacji, sa niestrudzone i polozenie ich przed polnoca jest awykonalne ;) wiec nam tancza, plota warkoczyki, robia ozdoby na choinke i daja mnostwo radochy. Mysle, ze sa kolejnym prezentem jaki otrzymalysmy na swieta :D. Hilda i Stela sa niepokorne, w srodku dobre i bezposrednie we wszystkim. Jak to Evans powiedzial, mamy teraz z Asia
rodzine :). Gdy w koncu udalo sie i poszly spac, przy kawie z koledami od Moni w tle, robilam hurtowo kolejne prezenty by zdazyc na 24-tego ;)


Magia wigilijnej nocy przyszla w tym roku bardzo pozno. Ten dzien pomimo, ze nie tradycyjnie w Afryce to bardzo tradycyjnie zabiegany. Ostatnie zakupy, dokanczanie prezentow, przyczepianie nowych liter w kosciele i holu i jeszcze masa jakis drobnostek do zalatwienia. Na dworzu okolo 30 stopni, cudowna pogoda na rower, wiec po "wigilijnym lunchu" z ksiezmi (gdzie bylo 16 potraw wliczajac pomidory, oliwki, ogorki i sledzie z Namibii ;p) nie moglam sobie odmowic i sie przejechalam. Ponadto nie moglam znalezc sobie miejsca,wszystko bylo jakies dziwne, caly plan dnia (chociazby Wigilia o 12.30), otaczajaca atmosfera (bardziej przygotowywujaca do imprez noworocznych niz Bozego Narodzenia), slonce, krotki rekaw i nagminne mysli o
przyjaciolach, o Polsce. Przejazdzka nie pomogla, ale przy okazji popatrzylam jak ten czas spedzaja inni. W shopritcie (supermarket) kolejki za chlebem i wykupowanie wszystkiego, czyli tak jak u nas ;p. Duzo osob w swieta odwiedza rodzine na wsi, dlatego chleb, cukier i olej spozywczy najszybciej znikaly z
polek. A wracajac do domu, luknelam co na Senamie slychac ('dzielnica rozrywkowa' pareset metrow od naszej misji). W swieta chyba wzmozony ruch w interesie, bo duzo wiecej ludzi na ulicy. Senama market to dluga rozgaleziona uliczka gdzie co pare metrow z kazdej strony rozlokowane sa pub'y. Muzyka na full i pijani ludzie, od malych po duzych :(. Ciezko mi to wytlumaczyc, ale nie sa to zwykle puby jak w Polsce. A moze sa tylko tu taki styl zycia jest bardzo napietnowany? Przebywanie tam, picie alkoholu jest czyms poza przyjetami granicami dobrego szanowania sie. Pozniej sie dowiedzialam, ze jeden chlopak malo nie zginal w bojce tego dnia.. sluchajac ludzi wczesniej, to kazdy sie tego spodziewal, ze jak sobie popija (a w
swieta trzeba swiatecznie wiecej) to nie ma bata cos musi sie stac. Po calym tym dziwnym dniu, gdzie mialam tendencje do porownywania, tesknienia i nieodnalezienia poszlam do holu na msze polaczona z bozonarodzeniowym przedstawieniem. Poprzedniej nocy spalam zaledwie ze 4 godziny, wiec jak zgasly swiatla duzo samozaparcia wlozylam w to zeby trzymac oczy otwarte. Oczywiscie wszystko w bemba a calosc trwala dobre 3,5 godziny. Podziwialam sie po wszystkim, ze wytrzymalam hehe i bylam swiatecznie szczesliwa. Pomodlilam sie w ciagu tych 3 godzin chyba za wszystkich, ktorych znam ;p i poczulam przyjemne wigilijne uczucie, gdy usiadl kolo mnie Lameki, chlopiec z oratorium. Po przywitaniu sie nie puscil mojej reki i trzymal mnie dlugo,
to pomoglo dotrwac do konca :). Potem powiedzial: Jola, ukulu (spac) i nie wiedzialam czy mam go jakos wziasc w ramiona, zeby sobie usnal, czy odeslac do domu. Gdy myslam on juz zasnal owiniety w moja citenge. Byl jak wedrowiec, ktorego przyjelam i dzieki ktoremu moglam odsunac myslenie o sobie i cos komus dac.

Nie wazne gdzie i jak spedzamy Swieta, bo to co najwazniejsze musimy odnalezc wylacznie w sobie samych.. czasami dzieki innym..

Tuesday 23 December 2008

swiatecznie

Co by Wam tu kochani powiedziec na swieta..? Siedze przed domem i mam nadzieje, ze patrzenie na kota mnie natchnie ;p ta nasza sikso-srajda bywa calkiem przyjacielska, wiec moze pomoze ;) jak nie ucieknie.. ;p



U mnie gorace swieta, pelne radosci, zabiegania, poczucia przynaleznosci. Przywloklam nam do domu pare galezi sosny i ich zapach przenosi bezposrednio do Polski. Jest inaczej. Nie lamie sie, ale w sercu jakos mocniej czuc brak. Oratorium za to wynagradza :) Zaskoczylo, ze moze dac jeszcze wiecej milosci.. Ostatnie dwa dni to jakis ewenement. Nie wiem czy to zblizajace swieta tak zblizaja, czy tak wyszlo, ale jeszcze nigdy nie czulam sie tak blisko i rodzinie. Szalelismy z pilka, ze skakankami itd.. jak zwykle, ale bylo cos niezwyklego. Bycie u siebie, bycie w domu. Dali mi najpiekniejszy prezent na Swieta, poczucie, ze sa ze mna szczesliwi. Ponadto, obdarowuja mnie tym co maja.. usmiechem, wyglupami, spiewem, przynosza mango i guawe (pierwszy raz dzieki nim ja sprobowalam :) witaja sie 'dzama' (stukaniem piesciami ;) a ja czuje, ze w ten sposob staje sie czescia ich zycia. Teraz kolej na nas, kombinujemy z prezentami dla nich, majac jeszcze nadzieje, ze
moze przyjdzie jakas paczka przed swietami :)

Chyba zboczylam z tematu a duzo chcialabym Wam zyczyc..wiec.. ;p

pocztowka zrobiona przez Esther, dziewczynke z naszego oratorium :)
(pocztowka zrobiona przez Esther, dziewczynke z naszego oratorium :)

Zycze wszystkim nieskrepowanej radosci i korzystania z zycia. Dzielenia sie soba i nieustajacego dazenia do spelniania marzen. Kochania siebie i innych ludzi. Zycze tez tysiaca i wiecej mysli, ktore przeniosa Was do nowych miejsc, nieodkrytych jeszcze 'krain' w Was samych :) Zatrzymania sie i poczucia chwili.

Szczesliwych Swiat i otwarcia sie na Nowy Rok!

Monday 15 December 2008

no comment

W niedzielne popoludnie przyszedl chlopak. Spytal o nozyczki do paznokci. Gdy mu je dalam, usiadl kolo mnie przy stole i obcial sobie paznokcie u nog.. po czym wyszedl.
bez komentarza ;p
z tego mojego zdziwienia zabraklo czasu na reakcje

Wednesday 10 December 2008

Proud Zambian


Potrafie, potrafie..nie wazne co, ale napewno sobie z tym poradze..
Sa ekstremalnie pewni siebie i nawet jak robia cos pierwszy raz nie dadza po sobie tego poznac. Tylko pozniej przypalone koszule, garnki, popsute pralki, nie zamkniete bramy itd.. niepowadzenia nie robia na nich zadnego wrazenia..no nie wyszlo i juz, kazdemu przeciez sie zdarza ;p. Nadal nie traca wiary w siebie, animuszu i gotowosci do kolejnych zadan..
Jest to jedna ze skrajniejszych roznic jaka obserwuje miedzy zambijczykami a polakami, ktorzy nie dosc ze sie nie pochwala to jeszcze beda skrywac, ze cos potrafia. Zastanawiam sie z czego to wynika. Przychodzi mi na mysl tylko to, ze zambijczykow jest tak wielu, a co za tym idzie przepelnione szkoly, ogromne bezrobocie, ze musza sie jakos wybic z tlumu, jesli chca cos osiagnac.. wiec umiem nie umiem bede probowal. Przypomina mi sie jedna sytuacja z Father Andrew Feast, gdy podchodzili do mnie po wszystkim i pytali sie czemu wczesniej nie tanczylam, ze swietnie sobie radze. Na co ja, ze publika mnie peszy. Zdziwieni mowili, ale dzieki temu mozna byc slawnym! To tlumaczy ich zachowanie bycia ekspresyjnym, publicznie rozgadanym, chetnym do wszelkich wystapien... szansa bycia zauwazonym, szansa na lepsze zycie.. Zauwazeni maja wiecej..
Dzieki nim nauczylam sie nie krepowac swoja niewiedza i to jest wyzwalajace. Wiedza nie jest najwazniejsza rzecza w zyciu. A umienie akceptowac siebie jest poczatkiem do szybszego rozumienia siebie i zmiany.
Dziwne jest tylko to zestawienie ich dumy i pewnosci siebie z szukaniem potwierdzenia u bialych, ze sa 'cool' a Zambia jest 'nice'. "Zambia real Africa" na ich koszulkach i wiele innych przejawow narodowej dumy mowi o przynaleznosci do swojego kraju a z drugiej strony powszechna staje sie chec emigracji do krajow bardziej rozwinietych..
Chapwa (the end).. moze bedzie ciag dalszy
a moze nie ;)

Budowa w trzy slowa..

z zycia pewnego budowniczego misjonarza nie mowiacego w jezyku pracownikow ;)
Problem?! Problem?!
No problem!
Go!
A to nasze nowe przedszkole, zdjecie juz troche nieaktualne, bo jest juz dach :)
New Preschool :)

Ja cie naucze..

Spozniona dzis na msze stanelam na samym koncu kosciola. Obok stal jakis chlopak. Patrzyl na mnie chwile po czym -Nie spiewasz - rzuca do mnie calkiem powaznie. Mowie -Nie znam bemba. Na co on stanowczym glosem -Przyjde jutro i cie naucze. Caly czas powaga hehe. Powodzenia ;). Mowie mu, ze jutro msza o 16 na co on, ze o 15. Zdziwiona, ze wie, mowie - Ok. Nie martwie sie bo znajac ich i tak nie przyjdzie.

Jest to jedna z ich cech narodowych, jak nie kontynentalnych. Umawianie sie dla samego umawiania. Juz niczego nie biore na powaznie. Moge dawac swoj numer telefonu, robic plany na spotkania i sie wcale tym nie przejmowac. Wiekszosc i tak nie przyjdzie. Czasem niektorzy sie pojawia pare godzin pozniej, niektorzy pare dni pozniej.. dla nich to nie ma znaczenia. Wazna jest chec spotkania lub samo spotkanie a nie czas w jakim sie ono odbedzie. Ktos mi kiedys opowiadzial zdarzenie z budowy. Jak umowiony pracownik przyszedl tydzien pozniej niz powiedzial, ze przyjdzie. Po rozmowie z nim okazalo sie, ze on wiedzial ze nie da rady przyjsc w danym terminie, ale nie chcial robic zawodu swojemu szefowi.. Nie chca mowic 'nie' wiec mowia pozniej, umowia sie, ale nic z tego nie bedzie wynikac. Tu u mnie, zaobserwowalam, ze przyczyna chyba lezy w tym, ze realnie zyja chwila. Tak naprawde dana chwila. Teraz w tym momemcie chca sie z Toba spotkac jutro, pojutrze czy kiedy tam sie umowicie, ale jak przyjdzie ten czas to juz beda w trakcie innej chwili i beda zyli ta 'nowa' chwila, nie myslac co jest za nimi. Wielokrotnie tego doswiadczam jak moi studenci przychodza za wczesnie za pozno, nie przychodza.. dla nich dokladny czas nie ma wiekszego znaczenia. Wazne ze przyszli.. wrrr. Ucze ich, ze dla mnie to brak szacunku dla drugiej osoby, a oni mnie cieszenia sie chwila :)

Pozegnania, zakonczenia, ostatnie egazminy, testy.. laboratoryjne ;p

W poprzedni piatek zamykalismy przedszkole, uczniowie 9 klas zdawali ostatni egzamin z angielskiego,

a w poniedzialek zakonczenie mial Skills, zostal im tylko panstwowy praktyczny egzamin z kroju i szycia. Bylam na wszystkich uroczystosciach, pomimo bolacej glowy, drapiacego gardla i napadow kaszlu. Z tej ze okazji w poniedzialek zaliczylam pierwszy test na malarie, cale szczescie moja krew czysciutka, sama sprawdzilam hehe. Nobed, gosc z laboratorium pozwolil mi siasc do mikroskopu :D. Ogladalam tez preparaty z zarodzcem malarii i innymi swinstwami ;p No i wykazujac sie swoja wiedza ;p uzyskalam gorace welcoming do labu hehe. Juz mi chodzi po glowie jakby mozna jeszcze wykorzystac ten ich mikroskop :p. No dobra, wracajac do tematu uroczystosci to jest w nich cos innego niz w tych do ktorych przywyklam. Potrafia kazde spotkanie zamienic w zabawe. Szczegolnie gdy prowadzacy uroczystosc, Evans - wice dyrektor ze szkoly zamienia sie w wodzireja i cala sala tanczy. Podobalo mi sie bardzo jak wyczytywani uczniowie ze Skillsu podchodzi odebrac swoj certyfikat, a za nimi wychodzil ktos z ich bliskich by zaraz po siostrach i nauczycielach zlozyc gratulacje, na samym srodku przy wszystkich. Napewno, bardzo przyjemnie jest podzielic sie swym sukcesem, radoscia z kims 'swoim' i to wlasnie w tym momencie, na zywca. Zaluje, ze mnie nie bylo na paru uroczystosciach moich bliskich. Oni by pewnie pomysleli, ze robie wioche lecac za nimi na srodek hehe. Pewnie dlatego wielu z nich broni sie jak wyjechalam hehe.

Koniec koncem, ale nie dla wszystkich :) komputery wciaz zajmuja mi przedpoludnia i oratorium do Swiat bedzie :) Bright, chlopak ktory nas wspiera, po tych wszystkich egzaminach znow przychodzi nam pomagac. Inni tez czasem przychodza, ale zaraz sie wymiguja i znow zostajemy same. Bardzo potrzebny jest ich udzial, bo bariera jezykowa coraz dotkliwiej nam doskwiera. Pobierznosc kontaktu, nierozumienie potrzeb, modlitw, brak mozliwosci roztrzygania sporow, nie wytlumaczenie czegos w konkretnej chwili, daje czasami poczucie bezsensu, poczucie bycia jedynie atrakcja. Narzekam.. moze to dlatego, ze wczoraj mialam ciezki dzien, ktory zaczal sie od obejrzenia chorej 9-letniej dziewczynki z naszego oratorium. Gdy podciagnela sukienke zobaczylam zaropiale, przerosniete, pelne ran i skrzepow zakazone krocze. Leczenie u african doctor nic nie pomoglo. Choroba jest bardzo zaawansowana. Umukashana (dziewczynka) ledwo chodzi, z rozstawionymi nogami, tak zeby jak najmniej odczuwac bol. Jej mama miala nadzieje, ze moze biala bedzie wiedziec co z tym zrobic. Bezradnosc. Pozniej przychodzi swiadomosc i wiedza skad to zakazenie. Sexual transmited disease. Niech to szlag.. :(.
Sa tacy szczesliwi w oratorium.. jeden Bog wie co sie dzieje w ich domu. Dlatego najwazniejsza rzecza jest dawac radosc..


Pare godzin pozniej zaczepia mnie robotnik, mowi mi, ze jest glodny z nadzieja, ze cos dostanie. Automatyczna juz odpowiedz odmowna. Lamie sie cos we mnie. Maja prace i pieniedze, ale skapia sobie na jedzenie. Praca jest teraz a co pozniej? Alimenty do placenia, utrzymanie mieszkajacych razem sierot z rodziny itd.. ciagle za malo. Rozumiem, ale nie daje. Dac jednemu to niekonczace sie kolejki kolejnych potrzebujacych. Jedna z najtrudniejszych rzeczy z jaka sie tu spotykam to dawanie. Cos co wydaje mi sie takie piekne, staje sie moim krzyzem. Komu dac? bo wszystkim nie dam rady, w jaki sposob? zeby inni nie widzieli, bo beda zazdrosni, poszkodowani.. Dac raz, to potem nie bedzie konca prosb.. Najgorsze jest odmawianie jedzenia, bo odmawianie pieniedzy jakos latwiej przychodzi. Give me my money nie robi juz na mnie zadnego wrazenia. Zastanawiam sie nad soba i troche przeraza mnie moja automatyka w mowieniu 'nie'. Boje sie szablonowo podchodzic do kazdej prosby. Dla nich to chyba tylko pytanie, a noz sie uda.. dla mnie rozterki i zalamki.. Chcialbym juz nigdy nikomu nie odmawiac jedzenia.. a pewnie jutro znow powiem: sorry..

Thursday 4 December 2008

new album



New album just appeard.

Milego ogladania wszystkim :).